top of page

Zwiedzanie

Zaktualizowano: 3 gru 2019

Dnia 12 października miała miejsce nasza pierwsza wycieczka na którą wybraliśmy się z Ciarą która oprowadzała nas po miejscach które zwiedzaliśmy. Po godzinnej przejażdżce, bardzo wygodnym autobusem, zatrzymaliśmy się na naszym pierwszym przystanku którym były Klify Moher.



Klify były niesamowitym widokiem. mogliśmy przejść się wzdłuż nich wedle własnego życzenia. Zostaliśmy poinformowali żebyśmy uważali na strome brzegi klifów gdyż one same są niezabezpieczone, niemniej widzieliśmy śmiałków, którzy zbliżali się blisko krawędzi klifów.



Same widoki były zapierające dech w piersiach a powietrze niesamowicie czyste i rześkie.

Poza Klifami Moheru zwiedzaliśmy jeszcze inne, mniejsze klify, które również były warte zobaczenia, i mimo że były mniejsze wywarły na nas równie wielkie wrażenie.



Następnie zatrzymaliśmy się na plaży tuż przy oceanie Atlantyckim gdzie mieliśmy zjeść prowiant który sobie przygotowaliśmy. Niektórzy byli dość odważni by sprawdzić czy Atlantyk ma dobą temperaturę do pływania. Z ich relacji wynika że woda mogłaby być odrobinę cieplejsza. Kiedy mieliśmy zaczynać jeść przyszła wielka ulewa która niestety przegoniła nas z przepięknej plaży.






 

Kolejnym celem jaki obraliśmy była mała wioska rybacka w której mogliśmy kupić jakieś pamiątki, napić się kawy w lokalnej kawiarni i odpocząć patrząc na widok odpływających na ocean statków.

Potem wróciliśmy do Galway z skąd odbierali nas nasi opiekunowie by odwieść nas do domów na gorący posiłek po wycieńczającym dniu.


 

Następna wycieczka odbyła się w sobotę 19 października, tego dnia udaliśmy się na spotkanie z człowiekiem którego rodzina od kilkudziesięciu juz pokoleń mieszka w tym samym domku, w tym samym miejscu.


Lecz na początku wysłuchaliśmy prezentacji na temat kultury tamtejszego miejsca by lepiej zrozumieć Pana (tutaj imię). Po prezentacji udaliśmy się na parking gdzie czekał na nas (imię tutaj tego od bimbru). Przyjechał po nas swoim ciągnikiem z przyczepą na której były siedzenia byśmy wygodnie spędzili tą podróż. Na początku zawiózł nas na skarpę z której mogliśmy zobaczyć ocean i cały krajobraz tamtego miejsca. Opowiadał nam o tamtejszych wzgórzach oraz jego zajęciu jak i domostwie.


Następnie zabrał nas do siebie do domu, lecz za nim weszliśmy opowiedział nam ciekawostkę, otóż jego dom ogrzewa cały niewielki dom, zazwyczaj w kominkach ludzie palą drewnem lub węglem ale on jedyne czego używał do palenia w kominku był torf który sam wykopywał, zbierał, układał i suszył.


Potem zaprosił nas do siebie gdzie zasiedliśmy i słuchaliśmy jego opowiadań o domu i rzeczach jakie się w nim dzieją. Między innymi co jakiś czas on jego żona i dwie wnuczki siadają w jednym pokoju przy kominku i gdy (imię gościa) wraz z żoną śpiewali piosenki ludowe wnuczki tańczyły tańce ludowe. Dostaliśmy próbkę umiejętności w śpiewaniu naszego gospodarza, wszystkim bardzo podobał się niski ton śpiewu jakim uraczył nas nasz gospodarz.


Następnie udaliśmy się na Diamond Hill który miał 443 m wysokości, niektórzy z nas postanowili udać się na sam szczyt tej góry. Pogoda nie była zbyt miła dla nas ponieważ w drodze na szczyt mieliśmy potężne podmuchy wiatru który wytrącały nas z równowagi. po godzinie grogi dotarliśmy na szczyt na którym na szczęście już nie wiało. Widok ze szczytu był piękny i warty naszego wysiłku. Nie obyło się co prawda bez postojów ale finalnie ci , którzy wybrali się na szczyt dotarli na niego i mogli nacieszyć oczy widokiem z góry i zrobić naprawdę imponujące zdjęcia.

Lecz po wejściu na szczyt musieliśmy jeszcze pokonać drogę powrotną która nie była również zbyt prosta ponieważ okrutny wiatr który nam przeszkadzał przy wchodzeniu sprawiał nam jeszcze większy problem przy schodzeniu


bottom of page